czwartek, 25 czerwca 2015

Tallin, dzień 2

Hurra! Świeci słońce! To nic, że jest około 15 stopni - ruszamy na free walking tour!
O koncepcie tych wycieczek pisaliśmy już wcześniej. Bardzo je lubimy, więc nie mogliśmy odpuścić sobie sposobności zwiedzenia Tallina z przewodnikiem.


Grupa chętnych osób była wyjątkowo duża. Tak duża, że postanowiono podzielić je na dwie mniejsze, około 30-osobowe. Przewodniczka żartowała, że jest nas więcej niż estońskich żołnierzy :) Bo jakiej armii można się spodziewać po kraju o powierzchni województwa mazowieckiego? W którym w dodatku bardzo liczna jest 'mniejszość' rosyjska. Język rosyjski nie jest tutaj tak powszechny jak w Rydze, ale Rosjanie to około 30% tego 1,3 milionowego kraju.

Przewodnikiem naszej grupy był miły, bardzo dobrze mówiący po angielsku student turystki. Skupiał się głównie na opowiadaniu ciekawostek, których nie można przeczytać w standardowych przewodnikach. Przykład? Plac Wolności. W 2009 roku postawiono na nim krzyż, wykonany z betonu pokrytego grubym szkłem. Jego celem jest uhonorowanie walczących o niepodległość Estonii w 1919/1920. Pomnik kosztował kilka milionów euro. Niesłychanie dużo, zważywszy na to, że nie jest to konstrukcja ani zbyt piękna, ani skomplikowana. Według czeskiej firmy, która dostarczała niewyobrażalnie drogie szkło, miało ono być niezniszczalne. Przeprowadzano testy, np. strzelając do niego. Żadnego zarysowania. Miało przetrwać wszystko. A nie przetrwało pierwszej estońskiej zimy... Czesi musieli oddać pieniądze. 

Co ciekawe, plac ten kilka lat temu zmieścił... 7% mieszkańców całego kraju, zgromadzonych tutaj na koncercie. Wyobrażacie sobie, jak wielki musiałby być plac, który zmieściłby 7% Polaków?
Krzyż za kilka milionów euro... A nie wygląda na taki drogi

Widok na Plac Wolności
Zdjęcie zrobione wieczorem
Przy Placu znajduje się kawiarenka, znana z tego, że przed laty, oprócz serwowania gościom kawy, oferowała gościom nietypowe usługi. Rankiem, pełna była mężczyzn, popijających kawusię w samych majtkach, ponieważ w tym czasie pracownicy... prasowali spodnie klientów. To się nazywa pomysł na biznes :) Niestety, dziś to już zwykła kawiarnia.

Przewodnik zaprowadził nas w kilka miejsc, skąd rozpościerał się piękny widok na miasto. Kościół za mgłą to Kościół Św. Olafa, ten z wieżą widokową, na którą wdrapywaliśmy się dzień wcześniej.



"Schowaj aparat kochanie, podziwiaj widoki"

Co ciekawe, mimo że Estonia niepodległość od Związku Radzieckiego uzyskała tylko 24 lata temu, dziś są jednym z najlepiej rozwiniętych krajów Europy. Dostęp do internetu jest dla Estończyków świętością, darmowe wifi jest w prawie każdym miejscu Tallina. Za każde zakupy, nawet najmniejsze, można zapłacić kartą (u nas często spotykana jest kwota minimalna przy takiej płatności, np 20 zł). Wiele rzeczy można kupić w automatach (co ciekawe, płacąc w nich kartą, co u nas jest raczej niespotykane). Znaleźliśmy np automat z markowymi perfumami.


Obywatele tego państwa mogą głosować przez internet i załatwiać w ten sposób wszystkie sprawy urzędowe, podkreślam, WSZYSTKIE. Ich dowody osobiste to równocześnie wszystkie legitymacje, bilety autobusowe, tylko ten dokument jest potrzebny do zamawiania recept czy składania zeznań podatkowych. Co więcej, od tamtego roku komunikacja miejska w Tallinie jest bezpłatna dla wszystkich mieszkańców miasta. 

Raj? Niby tak, ale ma też swoje minusy.
Jakie? Wyjaśnia to znana w Estonii anegdotka:
Turysta pyta Estończyka:
- Czy u was w ogóle bywa ciepło?
Na co on odpowiada:
- Tak, w tamtym roku było, ale akurat tego dnia byłem w pracy.

Przewodnik polecił nam spróbowanie lokalnych przysmaków, czyli alkoholi z logo "Vana Tallinn", czyli "Stary Tallin" oraz czekolad firmy "Kalev". Spróbowaliśmy, a jak :) Pyszne! W odróżnieniu od Balsamu Ryskiego, o ostrym, ziołowym smaku, ten słodki likier można popijać z przyjemnością.


Po zwiedzaniu, z mapą w dłoni, odkrywaliśmy pozostałe zakątki miasta, np. okolice portu. Nie stać nas było na prom do Helsinek (co najmniej 35 euro od osoby) to chociaż pooglądaliśmy sobie stateczki :(








Taka piękna scena a nikt na niej nie tańczy...? Dzwonić po Rochy!

Kwitną konwalie!





Po drugim dniu zwiedzania, nadal nie możemy się zdecydować, które miasto - Tallin czy Ryga - powinno zostać uznane za ładniejsze. Chociaż, przyznaję, z powodu braku deszczu, czujemy jakiś taki specyficzny klimat stolicy Estonii.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz