piątek, 19 czerwca 2015

Z innej perspektywy

Lubię niespodzianki.
Zwłaszcza takie.


Jeden telefon, szybka decyzja i... jedziemy na kajaki!
W największej łotewskiej rzece.
W środku nocy.

Rzeczywiście - tak się złożyło, że w ciągu 5 minut podjęliśmy decyzję o wzięciu udziału w nietypowej (przynajmniej dla nas) formie zwiedzania.

O godzinie 21 w środę zebraliśmy się w grupie około 20 osób nad brzegiem Daugavy (Dźwiny). Dzięki informacji od znajomego poznanego na spotkaniu Couchsurfingu załapaliśmy się do grupy łotewskiej (nie-turystycznej). Skutek? 10 euro mniej - od osoby - w stosunku do oficjalnych cen na stronach biur turystycznych. Minusem miała być komunikacja w większości po łotewsku, ale i tutaj nam się udało - znaleźliśmy tłumaczkę - na język polski! Była nią Paulina, która urodziła się i mieszka na Łotwie, ale jej rodzice są Polakami. Studiowała w Bydgoszczy i teraz uczy w szkole i przedszkolu polskim w Rydze.

Wracając do kajaków:



Zaczęliśmy od przydługiego wstępu i teoretycznego wykładu na temat techniki i bezpieczeństwa


Następnie dostaliśmy gustowne kamizelki (z Polski):


I ruszyliśmy na wodę:


Miasto z tej perspektywy wygląda zdecydowanie inaczej:






Nie mogło zabraknąć przerwy na małej wyspie, na której organizator zapewnił głupawe (czyli świetne!) zabawy integracyjne. Przerwa trochę się przeciągnęła, gdyż czekaliśmy na zmrok, a ten - jak to w Rydze nie chciał nadejść aż do około 23:20:




Na szczęście było trochę pochmurno, więc było ciemniej niż zazwyczaj. Gdy słońce wreszcie się zlitowało i jako tako zniknęło za horyzontem, przed naszymi oczami ukazały się jeszcze piękniejsze widoki. I to zarówno podczas wiosłowania po rzece, jak i - a może przede wszystkim - podczas leniwego dryfowania (a dla niektórych wiosłowania) po kanale przebiegającym przez główny park Rygi:





Oczywiście kamera telefonu nie oddaje klimatu, ale wyglądało to mniej więcej tak:


Cała trasa to około 8 km wiosłowania (plus przynajmniej kilkaset metrów w związku z pływaniem zygzakiem...). Trasę można zobaczyć tutaj:


Przygoda "wodna" zakończyła się po 1:30. Po 40-minutowym marszu, padnięci, ale niezwykle zadowoleni, zasnęliśmy bez najmniejszego problemu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz