niedziela, 19 lipca 2015

Wilno, dzień 2

Drugi dzień naszej wyprawy na Litwę to przed wszystkim Troki, opisane w poprzednim poście. Ale że autobus powrotny do Rygi wyruszał dopiero o 22, mieliśmy jeszcze pół dnia na 'szwędanie' się po Wilnie.



Zależało nam głównie na zobaczeniu cmentarza na Rossie. Jedna z ważniejszym nekropolii dla Polaków, cel wszystkich wycieczek naszych rodaków, w ogóle nie jest wspominany w ogólnie dostępnych w Wilnie mapach i przewodnikach rozdawanych turystom np. w punktach informacji turystycznej. Wszystkie polecają jedynie spacer po Cmentarzu Benedyktyńskim, podobnym do Rossy, jednak troszkę młodszym. Nasze odczucie jest takie, że Litwini nie chcą podkreślać polskich śladów w swojej stolicy. Ale żeby całkowicie o nich milczeć...?

Początki cmentarza na Rossie to 1769 rok, oficjalnie został zarejestrowany w 1801 r. Na samym początku chowano tu ciała biednych i skromnych ludzi, jednak szybko nekropolia stała się miejscem 

spoczynku zasłużonych dla miasta i bogatych. Dwieście lat wystarczyło, aby zebrali się tu przedstawiciele wielu pokoleń, rozmaitych zawodów, wybitni działacze społeczni, malarze, kompozytorzy i uczeni. Specjalną rangę uzyskało Wzgórze Literatów, Aleja Główna (Profesorów), Wzgórze Aniołów. 26 tysięcy nagrobków, pomników i grobowców jest porozrzucanych po malowniczych pagórkach porośniętych brzozami i dębami.

Cmentarz składa się z 4 części – Starej (1769 r.) i Nowej Rossy (1847r.), Cmentarza Wojskowego oraz Mauzoleum Matka i Serce Syna. Leżą tu żołnierze polegli w walce o Wilno w czasie pierwszej i drugiej wojny światowej.

"Matka i serce syna" - Matka Józefa Piłsudskiego i jego serce

Biało - czerwono


Nagrobki polskich żołnierzy. Wiele z nich jest bezimiennych.







Jedyny symbol Litwy, jaki znaleźliśmy na cmentarzu



A gdyby ktoś nie wierzył nam, gdy mówiliśmy o zmiennej pogodzie w Wilnie tutaj macie dowód. Pierwsze zdjęcie wykonano, gdy szukaliśmy drogi na cmentarz, drugie - jakieś 20 min później.



Po zwiedzeniu cmentarza udało nam się dostać do środka Kaplicy Ostrobramskiej. W tym miejscu słychać tylko modlitwy i śpiew po polsku.



Ostatnie godziny wyprawy wykorzystaliśmy na szwędanie się po mieście, nie tylko po terenie Starówki.


Rosyjskie targi chyba we wszystkich miastach republik bałtyckich wyglądają podobnie :P
Ach, jak dobrze przemyślana ścieżka rowerowa!
Z ciekawostek możemy jeszcze podać, że w Wilnie jest zdecydowanie taniej niż w Rydze, a w sklepach jest mniej polskich produktów. Zważywszy na odległość od granicy naszego kraju to troszkę śmieszne. Litwa przyjęła euro dopiero w styczniu tego roku i naród dopiero przyzwyczaja się do nowej waluty. Ceny wyglądają przez to trochę śmiesznie, bo są dokładnie przeliczone z litów, bez żadnych zaokrągleń. Widzieliśmy np. obiad za 7.32 euro i zegarek za 37.43 e. W rozmowie z nami nasza przewodniczka stwierdziła, że nie odczuwa podwyżek cen przez wprowadzenie europejskiej waluty, ale myślimy, że z czasem to nastąpi, chociażby np. restauratorzy i sklepikarze pozbędą się uciążliwych końcówek zaokrąglając ceny.

Podsumowując - Wilno to miłe miejsce na weekendową wyprawę i nie żałujemy, że ją odbyliśmy, ale wspominamy ją jakoś tak bez zachwytu. Porównując miasto do stolic pozostałych Republik Bałtyckich, zostaje daleko w tyle. Nie zachwyca ani architekturą, ani atmosferą, ani atrakcjami. Szukanie polskich śladów może być ciekawym zajęciem dla naszych rodaków, ale obcokrajowcy raczej traktują Wilno jako kolejne, trochę nijakie europejskie miasto. Nie można jednak zapomnieć, że jest to miasto z niesamowitą, bardzo skomplikowaną historią, i warto ją poznać. Możecie przeczytać o niej tutaj. Co ważne - mimo śladów polskości na każdym kroku, nie jest to miasto polskie, jak niektórzy uważają. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz